Lubatówka. Rzeka mojego dzieciństwa. Dzika, różnorodna, bogata… Taka była w latach 70. i 80. XX w. W dużej swojej części płynęła przez przedmieścia Krosna… Domów na tzw. „guzikówce” było kilkanaście… Wyprawa nad rzekę była wówczas dla dziecka jak wyprawa do amazońskiej dżungli… Amatorskie wędkarstwo, zbieranie muszli po małżach, kolorowe szkiełka wyrzucone na brzeg, ciemne zielenie rzecznych głębin i złoty piasek płycizn… Ptaki buszujące w drzewach i na brzegach… Bazy zakładane na drzewach… To były piękne czasy!

Dziś rzeka płynie przez tereny, które zostały znacznie zurbanizowane. Powstały nowe wielkie osiedla bloków, dzielnice domów jednorazowych… Rzeka jakby „zmalała”… a na pewno zmieniła swój wygląd…

Filip Springer pisał, że na tzw. „zachodzie” jeśli jakieś miasto ma w swoich granicach rzekę, to traktuje ją jak skarb. U nas to teren zaniedbany, śmietnisko i zagrożenie powodziowe (dla osiedli stawianych przez deweloperów na terenach zalewowych).
Stąd jedyny pomysł na „rzekę” to regulacja (czyli wybetonowanie brzegów), albo ich zagospodarowanie (najlepiej za pomocą asfaltu i kostki brukowej).

Chciałbym ocalić to, co z rzeki Lubatówki (nazywanej dziś – „potokiem”!) zostało… Jest jeszcze kilka starych drzew. Fragment niezmienionej linii brzegowej, kamienne koryta, przez które przedziera się woda…

Zima

Wiosna

Lato

fot. Tomasz Wajda